banner_007
banner_003
banner_008

Słowo "Biebrza" pochodzi ponoć od jaćwieskiego "bebres" i oznacza bobra, bobrowe miejsce. Sama więc etymologia nazwy rzeki związana jest z bobrem, którego żywiołem jest woda. W czasach gdy Jaćwingowie byli tam gospodarzami bóbr występował nad wszystkimi polskimi rzekami. W miejscu, które nazwano "bobrowym" musiało być naprawdę mokro, a zwierząt naprawdę dużo. Bobry nad Biebrzą i w jej dolinie można spotkać do dziś, ale wody jest tam coraz mniej...

Kiedyś to były bagna...

- Kiedyś to były bagna, a teraz? Teraz to są takie suche łęgi - opowiada zagadnięty w Goniądzu nad Biebrzą gospodarz. - Ludzie mieszkali na górkach, jak kury na grzędach - kontynuuje wskazując na rozległe pustkowia środkowego basenu Biebrzy. - Stąd te nazwy poszły, Grzędy, że tam jak na grzędzie siedzisz, a dookoła woda. A teraz? To już tylko nazwy zostały, a bagna to tam nie ma...

Nazwy niektórych miejsc z doliny rzeki rzeczywiście świadczą o panujących tam kiedyś podmokłych warunkach: Czerwone Bagno, Czarne Bagno czy Piekielne Wrota. Te ostatnie, jak wspominają mieszkańcy wioski Ciszewo na środkowym basenie, pochodzi od "piekielnie" trudnego przejazdu na łąkach, gdzie często grzęzły wozy z sianem. Dziś w upalne czerwcowe czy lipcowe dni zamiast lustra wszędobylskiej kiedyś wody spotkamy tam torfowy ciemny pył i rudą, wysychającą przedwcześnie trawę. Podobnie na Czarnym Bagnie, które nie tylko wysycha, ale i zarasta. W miejscu gdzie według mapy należy spodziewać się ogromnego trzęsawiska, sterczą wyrośnięte kępy turzyc, a nad nimi naloty brzóz i młodej olszy.

O dawnej świetności świadczą jedynie skarłowaciałe, rosnące pojedynczo, i to jedynie w zagłębieniach terenu, siedmiopaleczniki błotne czy rachityczne wełnianki. Ich naturalnym miejscem występowania są zbiorowiska wybitnie podmokłe, torfowiska. Nic dziwnego, że na wysychającej łące czy w cieniu brzóz karłowacieją i ustępują innym gatunkom.

- A tu nie zawsze tak było - opowiadają o łąkach między Czarnym Bagnem a rzeką Jegrznią mieszkańcy pobliskiej Woźnejwsi. - Jak po robocie na łące człowiek chciał usiąść, odpocząć, to trzeba było górki szukać albo do drogi wychodzić. Na łące wszędzie woda była, mokro, że nie usiądziesz - wspomina pan Jan. - Siano na drągach wynosili, tam gdzie sucho, tam dopiero suszyli. A nie daj Boże deszcze w czerwcu, to wtedy jezioro było nie łąka, a siano gniło jak jabłka...

Na brak wody na łąkach narzekają też mieszkańcy sąsiednich Kuligów. - Kiedyś w największe nawet upały na łące można było wodę pić - odpowiada zagadnięty o wodę gospodarz. - Wystarczyło trzonkiem grabi dołek w darni wycisnąć i się woda zbierała, czysta. Pić do siana ze sobą nie nosili. A teraz? -pyta wiercąc styliskiem wideł w suchej pylistej darni. - Woda poszła, do Kanału Woźnawiejskiego pewnie - wyrokuje mój rozmówca.

Dookoła jedna woda była...

Najstarsi mieszkańcy Woźnejwsi pamiętają nie tylko jak kiedyś wyglądało Czarne Bagno, ale też jak budowano przez nie drogę. Jedyną do dziś zresztą. Wieść ona miała do leśniczówki stojącej pośród zalanych wodą olsów i do wsi Grzędy położonej na bagnach, jak to się mawia nad Biebrzą, na grzędach, czyli mineralnych wyspach ciągnących się wydmowo pośród trzęsawisk i rozlewisk. - Mieszkali tam ludzie, w tej wodzie, za Kanałem Woźnawiejskim - wspomina leśniczy z Grząd, pan Ziarko. - Kilkadziesiąt chałup było. Ponoć szczupaki pod okna podpływały tam, na podwórko, jak rok był mokry. Na furmance cały czas snopki słomy albo wiklinę wozili, bo jak przejedziesz z wydmy na wydmę? Trzeba było pod koła podkładać. Dookoła jedna woda była - opowiada leśnik. Olsy do dziś otaczają wydmy, nazywane tu grzędami. Od nich Grzędami nazwano leżącą tam kiedyś wieś, a potem dzisiejszy obręb leśny. Lecz wody na Grzędach już dużo, dużo mniej niż kiedyś. A pomiędzy wydmami, gdzie według opowieści leśniczego zazwyczaj stała woda, można przejść suchą nogą. Jedynie podczas mokrych zim i deszczowych wiosen dawny krajobraz powraca. Jednak tylko na krótko.

Podmokłe obszary Grząd i sąsiednich Czerwonego Bagna i Czarnego Bagna kiedyś systematycznie zalewane i niedostępne, w czasie wojny miały duże znaczenia strategiczne. Były miejscem działań, koncentracji i dużej aktywności partyzantów. Niemcy usypali drogę przez bagna do partyzanckiej wsi, by móc ją sobie podporządkować. Grzędzianom nie pomogła nawet Biebrza i jej potężne rozlewiska. Hitlerowcy spacyfikowali wieś w 1943 roku...

Grobla Pachuca

Dalekim i samotnym sąsiadem grzędzian, Woźnejwsi i Ciszewa jeszcze przed wojną był rybak Pachuc. Jego dom wznosił się na niewielkim wzgórzu Dębiec nad Ełkiem. Pachuc żył z połowu szczupaków i okoni. Sprzedawał je Żydom z Grajewa i Rajgrodu. Ale kupcy i handlarze przyjeżdżali tylko do Ciszewa bądź Woźnejwsi, dalej rozciągały się trzęsawiska. Dlatego też usypano długą groblę przez bagna, by je udostępnić ludziom. Grobla do dziś widnieje na mapach i w pamięci okolicznych mieszkańców jako grobla Pachuca. Kiedyś jednak rzeczywiście rozdzielała wody bagien, udostępniając ich najbardziej odległe obszary, dziś nie jest już wałem, ale zwykłą drogą wiodącą przez bagienne brzeziny. Jak radzili sobie mieszkańcy bagien i podmokłych łąk, kiedy dookoła woda, jednak czasem zbyt płytka by pokonywać ją w łodziach a jednocześnie zbyt głęboka by zaprzęgać do wozu? - Dawniej to jak do doktora trzeba było, albo i siano wozić, zdejmowali wrota ze stodoły i zaprzęgali - opowiada pan Kwadrowski z Ciszewa. - Dopiero jak tą groblę usypali, to im tam łatwiej było jeździć - uzupełnia.

Już od kilkudziesięciu lat nie ma rozlewisk Ełku czy Jegrzni, na których rybak Pachuc robił majątek handlując z żydowkimi kupcami z Grajewa bądź Rajgrodu. Wodę z Ełku w dolnym biegu rzeki przechwytuje Kanał Rudzki. Powoduje to zarastanie i wysychanie końcowego, uchodzącego do Biebrzy fragmentu Ełku. Martwy Ełk można już w niektórych miejscach przekroczyć, prawie suchą nogą...

Sucho panie...

- Sucho panie...- odpowiada na moje pytanie o wodę gospodarz spotkany na moście nieopodal wsi Kuligi. - Mówią, że to globalne ocieplenie niby... W maju trawa już rudzieje, a w rowach sucho... - martwi się mój rozmówca. Na Biebrzy sucho już nawet w melioracyjnych rowach, które mniej lub bardziej regularną siecią pokrywają dolinę. Niewiele też lepiej w południowym basenie, gdzie np. w Brzostowie wody ponoć nigdy nie brakowało. - Woda była, jest i będzie - twierdzi Pan Konopka z Brzostowa. - Ale kiedyś wiosną to na całej łące było, teraz pod dom już nie podchodzi - dodaje po chwili. Brzostowo słynie ze świetnych rozlewisk i jest znane wszystkim ornitologom. Co roku gromadnie odwiedzają to miejsce amatorzy siewkowatych, nazywając je ptasim rajem.

Czy kiedyś i ta nazwa straci swoją aktualność, pozostanie wspomnieniem tego, co można tam dziś zobaczyć?

 

Michał Książek

22.07.2009

Aktualności